sobota, 21 listopada 2015

David Gordon - Murray Rothbard

„Na wolnym rynku, każdy zarabia według własnej produktywności w zaspokajaniu potrzeb konsumenta. W realiach państwowej dystrybucji, każdy zarabia proporcjonalnie do kwoty, na jaką potrafi ograbić producentów.”
Murray N. Rothbard „Power and Market”

Murray N. Rothbard, człowiek renesansu, uczony o bardzo szerokim zakresie zainteresowań, wniósł olbrzymi wkład w ekonomię, historię, filozofię, politykę i teorię prawa. Rozwinął i rozpropagował austriacką szkołę ekonomii Ludwiga von Misesa, na którego seminaria uczęszczał przez wiele lat. Powszechnie jest uważany za najwybitniejszego ucznia genialnego ekonomisty, a pod niektórymi względami z pewnością przewyższał mistrza. Rothbard dał się poznać jako główny i najważniejszy teoretyk austriackiej ekonomii w późnej połowie XX. wieku. Zastosował też austriacką metodologię do badania zagadnień historycznych, takich jak Wielki Kryzys w 1929 oraz historia amerykańskiej bankowości.
Rothbard nie był apodyktycznym uczonym, zaangażowanym jedynie w akademickie spory. Wsprost przeciwnie, połączył szkołę austriacką z żarliwą walką na rzecz indywidualnej wolności. Rozwinął unikalną syntezę w której scalił ze sobą dziewiętnastowieczną filozofię amerykańskich indywidualistów, takich jak Lysander Spooner i Benjamin Tucker, z austriacką ekonomią. W taki sposób powstała całkiem nowa filozofia polityczna, a sam Rothbard do końca swojego życia poświęcił jej się z niesamowitą pasją i intelektualną energią – przez ponad czterdzieści pięć lat zajmował się rozwijaniem i promowaniem tego nowego stylu libertarianizmu, który dzisiaj jest stylem dominującym. W ten sposób stał się jednym z głównych amerykańskich intelektualistów.

piątek, 20 listopada 2015

Tomasz Cukiernik - Libertarianizm Rothbarda

Wydana w 2004 roku przez Fundację Odpowiedzialność Obywatelska książka pt. „O nową wolność. Manifest libertariański” amerykańskiego profesora ekonomii Murraya Rothbarda, ucznia i współpracownika Ludwiga von Misesa, to czwarta z kolei pozycja na rynku polskim na temat libertarianizmu (poprzednie książki to: „Państwo – nasz wróg” Alberta Nocka wydana w 1995 roku przez Instytut Liberalno-Konserwatywny z Lublina, „Anarchia, państwo, utopia” Roberta Nozika opublikowana w 1999 roku oraz „Rynek i wolność” Lindy i Morrisa Tannehill wydana w 2003 roku przez wydawnictwo Fijorr Publishing z Warszawy).
Rothbard, uważany za twórcę anarchokapitalizmu, w przystępny sposób przedstawia poglądy libertarian na niemalże wszystkie dziedziny życia i działalności państwowej: własność, wolność osobistą, wojsko, sądy, policję, system podatkowy, szkolnictwo, opiekę społeczną, rynek pracy, politykę monetarną, ochronę środowiska, interwencjonizm państwowy, narkotyki, pornografię, hazard. Szczególnie ciekawe i oryginalne są poglądy autora na temat prywatnych ulic i dróg oraz prywatnych sądów, policji i wojska. Państwo nie powinno mieć wyłączności nawet na emisję pieniądza, ustalanie jego kursu w stosunku do innych walut i wysokości stóp procentowych (godna polecenia jest inna książka Rothbarda na ten temat pt. „Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza” wydana w 2004 roku przez wydawnictwo Fijorr Publishing). Rothbard był zdania, że aktualne zmonopolizowanie dostarczania przez państwo tych dóbr i usług o wiele efektywniej i taniej mogłoby być świadczone przez podmioty prywatne na zasadach wolnorynkowych.
Rothbard podaje wiele przykładów na potwierdzenie słuszności swoich tez. Opisuje prywatną policję kolejową, która była „w historii Ameryki najskuteczniejszą i najlepiej zorganizowaną formacją policyjną (…). Na początku lat trzydziestych [XX wieku], kiedy przeprowadzano badania jej skuteczności, policja kolejowa aresztowała w sumie 10 tysięcy osób. 83% do 97% z nich zostało następnie skazanych, co stanowiło znacznie lepszy rezultat niż wyniki osiągane przez policje rządową” (s. 264). Profesor przedstawia skuteczność i sprawność prywatnych sądów arbitrażowych: „cały system prawa handlowego w średniowiecznej Anglii rozwinął się w prywatnych sądach kupieckich, a nie w byle jak działających sądach rządowych” (s. 285). Zdaniem autora książki, w przeciwieństwie do amerykańskiej państwowej Służby Leśnej Departamentu Rolnictwa, której działania prowadzą do zniszczenia drzewostanu, „w lasach będących własnością prywatną dużych firm handlujących tarcicą, takich jak Georgia-Pacific i U.S. Plywood, stosuje się naukowe metody wyrębu i zalesienia w celu zapewnienia dostaw surowca w przyszłości” (s. 317).
Profesor Rothbard prezentuje bardzo ciekawy i częściowo kontrowersyjny pogląd na temat korupcji, który jednak okazuje się być niepozbawionym sensu i logiki: „w warunkach obowiązywanianiesłusznych i niesprawiedliwych przepisów zabraniających, ograniczających i nakładających podatki na określone rodzaje działalności, korupcja jest dla społeczeństwa bardzo korzystna. W niektórych krajach niemożliwe byłoby prowadzenie jakiegokolwiek przedsiębiorstwa bez korupcji, która całkowicie zneutralizowała państwowe zakazy, podatki i haracze. Korupcja oliwi tryby handlu. Rozwiązaniem nie jest więc biadolenie nad korupcją i zdwajanie wysiłków w walce z nią, tylko zniesienie paraliżujących przepisów i praw, które powodują, że korupcja jest niezbędna” (s. 153).
Dla Rothbarda każde państwo, zarówno demokratyczne jak i totalitarne, jest organizacją zbrodniczą, bo „państwo nagminnie dopuszcza się masowej zbrodni, którą nazywa „wojną”, a innym razem „tłumieniem działań wywrotowych”; państwo angażuje się w proceder niewolnictwa, zwanego „poborem”; państwo istnieje i utrzymuje się dzięki praktyce przymusowego złodziejstwa, które nazywa „opodatkowaniem”. (…) wojna jest masowym morderstwem, pobór jest niewolnictwem, a podatki – grabieżą” (s. 46-47). W dużej mierze należy autorowi przyznać rację, jednak nie ze wszystkimi jego zapatrywaniami można się do końca zgodzić.
Za zbyt mocno kontrowersyjne należy uznać jego poglądy na temat aborcji, obrony narodowej oraz polityki zagranicznej państwa. Natomiast wykład Rothbarda o polityce zagranicznej Związku Sowieckiego jest po prostu stekiem bzdur. Jego teza o nieekspansywnej i pokojowej polityce tego komunistycznego państwa jest niezgodna z samymi faktami historycznymi. Jednak nam łatwiej komentować te wydarzenia, kiedy są znane dokumenty przedstawione przez Wiktora Suworowa i wiemy, że to właśnie polityka prezydenta Ronalda Reagana znacznie przyśpieszyła upadek ZSRS (warto przeczytać na ten temat doskonałą książkę Petera Schweizera pt. „Wojna Reagana”).
Murray Rothbard był optymistą. Wierzył w ostateczne zwycięstwo anarchokapitalizmu nad aktualnie panującym socjalizmem, ponieważ ten system organizacji społeczno-gospodarczej społeczeństwa jest najbardziej efektywny i największej liczbie ludzi przynosi dobrobyt oraz szczęście.
Profesor Rothbard pisał swoją książkę w latach 70tych XX wieku. Zdecydowanie pozycja ta godna jest polecenia, ponieważ nawet jeśli pewne kwestie są dość dyskusyjne, to niewątpliwie zmuszają czytelnika do głębokich przemyśleń na temat państwa jako organizacji antywolnościowej. Lektura książki pokazuje, że mogą istnieć systemy społeczno-gospodarcze alternatywne w stosunku do organizacji państwowej. Odbiorca dochodzi do wniosku, że istnienie państwa nie jest warunkiem koniecznym, aby utrzymać pokój i zapewnić ludziom bezpieczeństwo na danym terenie.

Źródło: http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/recenzje-ksiazek/libertarianizm-rothbarda/

czwartek, 19 listopada 2015

Daniel Komarzyca - Społeczeństwo Bezpaństwowe W Ujęciu Rothbarda

Niniejszy artykuł jest częścią pracy licencjackiej członka Stowarzyszenia Libertariańskiego, Daniela Komarzycy, pt. Murray’a Rothbarda libertariański pogląd  na społeczeństwo bezpaństwowe". Jest ona dostępna tutaj.

KRYTYKA ODMIENNYCH ANARCHISTYCZNYCH UJĘĆ 
Murray Newton Rothbard nie ograniczał się jedynie do analizy i krytyki państwowej formy organizacji społeczeństwa. Celem myśliciela było także udowodnienie, iż nie tylko możliwe, ale i lepsze jest życie bez państwa, a następnie przedstawienie własnej wizji społeczeństwa bezpaństwowego. W teorii społeczeństwo takie charakteryzuje przede wszystkim to, iż „wolne jednostki zarządzają swymi sprawami przez dobrowolne porozumienie, bez przymusu czy przemocy”. Jak już częściowo dowiodłem, poglądy Rothbarda były anarchistyczne. Ujawniły się w nich jednak silne napięcia w ramach samego anarchizmu, napięcia między jego dwiema głównymi tradycjami – kolektywistyczną z jednej strony, a indywidualistyczną z drugiej.
Myśliciel popierał skrajną wersję indywidualistycznego anarchizmu, czyli anarchokapitalizm. Krytykował przy tym konkurencyjną, kolektywistyczną tradycję, zwłaszcza zaś w postaci radykalnego anarchokomunizmu, rozwijanego między innymi przez Piotra Kropotkina (1842–1921) i Errico Malatesta (1853–1932). Jak twierdził Rothbard, anarchokomunizm „krańcowo różni się od autentycznie libertariańskich zasad”, a prawo własności prywatnej – stanowiące fundament rothbardiańskiej interpretacji wolności – jest przez jego zwolenników znienawidzone i potępiane bardziej od państwa. Teoretyk anarchokapitalizmu nie darzył zaufaniem prób łączenia anarchizmu z komunizmem, powątpiewał w ich dobre intencje, łączył je z absurdem, niefortunnością, nieszczęściem, „zmasowanym atakiem na indywidualizm i rozsądek”, a także z pragnieniem „sprowadzenia każdej osoby do poziomu komunalnego mrowiska”. Całkowicie zanegowany został przez niego również ekonomiczny sens anarchokomunizmu.

Inną anarchistyczną wizją, która nie mogłaby liczyć na przychylność Murray’a Rothbarda, jest anarchoprymitywizm. Czołowy teoretyk anarchokapitalizmu nie krył swej wielkiej niechęci do prymitywistycznego odrzucenia podziału pracy i do plemiennej formy organizacji społeczeństwa, nawet jeśli miała ona charakter niepaństwowy, co odróżnia go od wielu pozostałych anarchistów. Tego typu wizja została przez niego w bardzo ostrych słowach zaatakowana. Do prymitywnego plemienia podchodził on jako do „ignoranckiego i przypominającego stado”, będącego jedynie „pasywnym wytworem określonego otoczenia, w którym żyje”, natomiast plemienne zwyczaje w jego opinii „paraliżowały i represjonowały rozwój każdej jednostki”. Coraz głębszy podział pracy uznał Rothbard za „niezbędny do coraz pełniejszego wykorzystania zakresu możliwości i potencjału każdej jednostki”, zaś jego brak za uniemożliwiający rozwinięcie w pełni swoich predyspozycji, zatem pozbawiający mocy bycia „w pełnym tego słowa znaczeniu istotą ludzką”. Myśliciel wyróżnił trzy warunki pełnego rozwoju jednostki: wolność (warunek niezbędny), wystarczająco rozwinięte społeczeństwo i występowanie szerokozakrojonego podziału pracy. Z takiej perspektywy, w prymitywnym lub nisko rozwiniętym społeczeństwie jednostki są pozbawione szansy na pełny rozwój swoich sił twórczych. Wolność prowadzi według Rothbarda do poszerzenia podziału pracy i wolności towarzyszy jego upowszechnianie się. Powoduje ona także wzrost liczby ludności i razem z podziałem pracy ma decydujące znaczenie dla „przetrwania ogromnej części ludności świata”. Myśliciel poszedł jeszcze dalej w swych konkluzjach i stwierdził, że „między wolnością a wzrostem ekonomicznym występuje związek przyczynowy”, a także, iż wolność tworzy przedpole dla gospodarki rynkowej. Rothbard cenił osiągnięcia Rewolucji Przemysłowej, a zarazem zakres wolności społecznej i gospodarczej w Europie Zachodniej oraz Stanach Zjednoczonych, charakteryzujący wieki osiemnasty i dziewiętnasty. Nasuwa to wszystko przypuszczenie, iż życie według prymitywistycznych wzorców nie jest w rothbardiańskiej optyce życiem w wystarczającej wolności do tego, by z anarchistycznego punktu widzenia uznać je za wartościowe. W ten sposób przeciwstawiał się myśliciel wszystkim sympatykom prymitywizmu, w tym również socjalistom, romantykom i nowej lewicy. Początków kultu prymitywnego świata upatrywał w stworzonym przez Jean-Jacques Rousseau „szlachetnym dzikusie”. Wyłącznie negatywnie i w niekorzystnym świetle przedstawił Rothbard także konkretne plemiona, w tym m.in. Indian: Navaho, Siriono, Pueblo i Aritama.

środa, 18 listopada 2015

Michał Gamrot - W poszukiwaniu równowagi monetarnej

12 LIPCA 2013

ROTHBARD I JEGO MNOŻNIK

Polska odmiana szkoły austriackiej opiera się w dużej mierze o teorie Murraya Rothbarda. Jest to w szczególności widoczne w specyficznym podejściu do problematyki rezerwy cząstkowej, cyklu koniunkturalnego i metodologii nauk. Rothbard jest chyba najczęściej tłumaczonym na Polski austriakiem, zostawiając daleko w tyle Hayeka i Misesa.

Przyczyną takiego stanu rzeczy jest najprawdopodobniej prosty, zrozumiały dla ekonomicznych laików, styl Rothbarda, jego polityczny radykalizm i to, że napisał dużo grubych książek. Wielu młodym adeptom ekonomii wydaje się, że oto znaleźli łatwą i przyjemną metodę zostania światowej klasy ekonomistą, politycznie niepoprawnym buntownikiem i kontestatorem naiwnych, mainstreamowych teorii – wystarczy, że poczytają Rothbarda. Czytając Rothbarda łykają wszystko co napisał jako niekwestionowaną prawdę. Przesiąkają jego stylem argumentacji, antymainstreamowym podejściem, a nawet, sądząc po ilości młodych austriaków noszących muszki, starają się upodobnić do niego w kwestii wyglądu. Nie chcę być źle zrozumiany – nie ma w tym nic złego, każdy ma prawo czytać co mu się podoba. Problem w tym, że część z tego co napisał Rothbard jest dość niskiej jakości. W szczególności dotyczy to tego, co pisał o teoriach i ludziach z którymi się nie zgadzał (1). Gene Callahan, amerykański ekonomista związany ze szkołą austriacką i amerykańskim Mises Institute, napisał kiedyś: „Murray Rothbard nigdy nie przejmował się tym czy jego argumenty były uczciwe (ang. sound), ale tylko tym czy przedstawiały jego oponentów jako głupców”.

wtorek, 17 listopada 2015

Maciej Kosicki - "Edukacja wolna i przymusowa", czyli Rothbard wiecznie żywy

„Wyraźnie widać, że powszechny entuzjazm dla równości jest w swoim podstawowym sensie antyludzki. Ma on tendencję do tłumienia indywidualizmu i różnorodności oraz cywilizacji jako takiej. Jest dążeniem do prymitywnej uniformizacji.”

Powyższy fragment można odnieść współcześnie do niemal każdej dziedziny życia społecznego. A jednak Murray N. Rothbard postanowił skupić się na sferze, która niemal bezspornie uznawana jest dziś za domenę publiczną: do edukacji. W opublikowanej niedawno przez Instytut Misesa „Edukacji wolnej i przymusowej Rothbard po raz kolejny rzuca zza grobu gorzkie „a nie mówiłem”?

Gdy tzw. Rzecznik Praw Obywatelskich (sic!) deklaruje: „rodzice mogą edukować dzieci po szkole i w weekendy”, a sami obywatele nie mają gwarancji, że „wiedza przekazywana w szkole będzie zgodna z przekonaniami rodziców”, gdy w mediach trwa niekończąca się batalia pomiędzy postępactwem, a prawicą, po raz kolejny przypominają się słowa Rothbarda: „ekspansja udziału państwa w sektorze edukacyjnym powoduje wzrost społecznych konfliktów i antagonizuje ze sobą ludzi, chcących mieć jak największy wpływ na władzę”.

Publiczna edukacja nie jest „osiągnięciem cywilizacji”, owocem „praw człowieka”, „humanizmu” czy „oświecenia”. Nie jest ona owocem duchowej potrzeby „niesienia kaganka oświaty” tzw. ludowi. Europejscy pionierzy publicznego szkolnictwa (przede wszystkim protestantcy reformatorzy religijni) mieli inne priorytety, potrzebowali mianowicie skutecznego narzędzia społecznej inżynierii. Zaś pierwszym europejskimi państwem, które wprowadziło przymusową edukację publiczną, były militarystyczne Prusy. „Zasadniczą cechą” owej edukacji była: „edukacja w duchu państwa, edukacja dla państwa, edukacja przez państwo”.

Współcześnie podkreśla się konieczność utrzymywania publicznego szkolnictwa ze względu na potrzebę zapewnienia „równego startu” vel „równych szans” wszystkim. W Polsce jednak mania „zrównywania” nie jest jeszcze tak powszechna, jak na tzw. zachodzie, a więc i sami „zrównywacze” dzielą się opinią publiczną tylko częścią swoich refleksji. W przeciwieństwie np. do czołowego europejskiego „zrównywacza” Thomasa Piquettego, który przy wszystkich swoich manipulacjach ma tyle intelektualnej uczciwości, by nie ukrywać, że likwidacja nierówności społecznych może przyjąć tylko i wyłącznie formę równania w dół. Tym, czego nałogowi „zrównywacze” nie rozumieją, jest fakt, że rynek nie jest grą o sumie zerowej. Z faktu, że dzięki zabijającej talenty, kreatywność i indywidualność publicznej oświacie nie wyrośnie nam nowy Steve Jobs, nie oznacza, że innym ludziom będzie żyło się lepiej. Z wyjątkiem potencjalnej konkurencji, która będzie mogła sprzedawać nam słabszy sprzęt po wysokich cenach.

W Polsce takie refleksje w debacie publicznej po prostu się nie pojawiają. Wręcz przeciwnie, III RP nakłada na swoich poddanych obowiązek edukacyjny do 18. roku życia, nadzoruje na szkolnictwo prywatne oraz gwarantuje „darmową” edukację, z kształceniem akademickim włącznie...

Ten stan rzeczy po raz kolejny zmusza do zastanowienia się nie tylko nad oczekiwaniami, jakie żywili Polacy wobec nowego ustroju, lecz także nad ich zrozumieniem dla natury systemu komunistycznego. Pomimo że marksizm nigdy nie został en blockzaakceptowana przez społeczeństwo, wiele jego dogmatów na trwale zakorzeniło się w świadomości opinii publicznej. Stąd niechęć do prywaciarstwa, stąd przekonanie że w kapitalizmie życiowy sukces jednego człowieka musi nieść za sobą niedolę drugiego.

A przecież efekty publicznej edukacji nie są szczególnie widowiskowe. Chyba że ktoś posiada bardzo szczególny zmysł estetyczny. Po ukończeniu 18. roku życia szkoły średnie opuszczają półanalfabeci. Uczelnie wyższe natomiast to parkingi dla bezrobotnych i wylęgarnie rojów młodych, wykształconych, co prowadzi do galopującej inflacji formalnego wykształcenia. Tytuły naukowe mogą uzyskać dziś ludzie, którzy mieliby dawniej problemy ze zdaniem matury (polecam ten tekst, w którym pochylam się nad twórczością dwóch takich koryfeuszy polskiej nauki). O tym, jaka jest rola tegoż systemu w tworzeniu „społeczeństwa obywatelskiego” (określenie często używane w okolicach ulicy Czerskiej w Warszawie), także pisał Rothbard: Dzieci są przygotowywane do udziału w demokracji poprzez udział w dyskusjach na temat bieżących wydarzeń bez wcześniejszego zdobycia systematycznej wiedzy (na temat polityki, ekonomii, historii), która jest konieczna, by móc rozmawiać na takie tematy. Zastępuje się w ten sposób przemyślane, indywidualne myśli sloganami i powierzchownymi poglądami na poziomie najniższego wspólnego mianownika grupy.

Argument, że publiczna edukacja jest zwyczajnie niemoralna, gdyż zmusza jednych ludzi do finansowania edukacji dzieciom innych osób, jest oczywisty. Ale jakie jest jego zasięg oddziaływania w państwie, w którym szacunek do własności prywatnej praktycznie nie istnieje? Zapewne niewielki. Ale być może na podatniejszy grunt trafią przynajmniej argumenty utylitarne, czyli odnoszące się do redukcji kosztów publicznej edukacji? W końcu twierdzenie, że państwo ma sponsorować naukę, nie oznacza, że musi organizować kupno kredy do szkolnych klas czy dobór personelu dla placówek edukacyjnych. Tutaj wyjściem jest system tzw. bonów edukacyjnych, wdrożony m.in. w Stanach Zjednoczonych z inicjatywy Miltona Friedmana. System edukacji tak czy inaczej czeka reforma, ponieważ (poza byciem karykaturą samego siebie) stanowi poważne obciążenie finansowe dla państwa. A jaka jest kondycja finansowa tegoż państwa oraz samorządów, nie trzeba nikomu wyjaśniać. Nie łudziłbym się także, że wymiana rządu coś tutaj zmieni (chyba że do władzy wyniesieni zostaną bardzo bogaci ludzie, ale tych raczej trzeba by było importować). Lepiej już zacząć zastanawiać się nad kształtem przyszłych reform. Ich kierunek powinien być wprost przeciwny od tego, co nasza Konstytucja nazywa, poświadczając tym samym o wysoce wyrafinowanym poczuciu humoru jej twórców, społeczną gospodarką rynkową.

Chętnych do zapoznania się z Edukacją wolną i przymusową w darmowej wersji elektronicznej, zapraszam tutaj. Tak, jak wiele innych pozycji M.N. Rothbarda, tę również można podzielić na dwie części – teoretyczną oraz historyczną, opisującą rozwój idei państwowego szkolnictwa na przestrzeni wieków.

Żródło: http://www.mpolska24.pl/post/6589/edukacja-wolna-i-przymusowa-czyli-rothbard-wiecznie-zywy

poniedziałek, 16 listopada 2015

Norbert Slenzok - Prawo naturalne w etyce społecznej Murray'a N. Rothbarda

Niniejszy szkic poświęcony jest libertariańskiej etyce prawa naturalnego, zaproponowanej przez amerykańskiego ekonomistę i filozofa Murray’a Newtona Rothbarda. Istnieje – jak mniemam – co najmniej kilka dobrych powodów, dla których adepci nauk ekonomicznych, politycznych i filozoficznych powinni się z nią zapoznać.
Pierwszym z nich jest niewątpliwa oryginalność dzieła Rothbarda: niewiele bowiem ze współczesnych rozpraw dotyczących filozofii politycznej oraz etyki społecznej dostarcza tak obszernego i systematycznego wykładu na temat naturalnych uprawnień jednostki ludzkiej. Jeszcze trudniej jest znaleźć autora, który podejmowałby taką próbę, poruszając się w perspektywie innej niż teonomiczna i eksplorując zarazem zagadnienie relacji pomiędzy zakresem owych uprawnień a zakresem moralnie słusznych prerogatyw państwa. Znamiennym jest, że pracą o podobnych celach i rozmachu teoretycznym jest słynna „Anarchia, państwo, utopia”[1], napisana przez innego libertarianina – Roberta Nozicka.
pdf: http://www.nowapolitologia.pl/sites/default/files/articles/prawo-naturalne-w-etyce-spolecznej-murray039a-n-rothbarda-756.pdf

Źródło: http://www.nowapolitologia.pl/politologia/filozofia-polityki/prawo-naturalne-w-etyce-spolecznej-murraya-n-rothbarda

niedziela, 15 listopada 2015

Murray N. Rothbard „Społeczność bez państwa”

I
Próbując naszkicować, jak mogłaby funkcjonować pomyślnie „społeczność bez państwa ” – tj. społeczność anarchistyczna – chciałbym najpierw odeprzeć dwie powszechne, acz błędne krytyki tego podejścia. Pierwszą z nich jest zarzut, że zakładając utrzymywanie takich obronnych lub ochronnych usług, jak sądy, policja, czy nawet samo prawo, przemycam po prostu do społeczności państwo w innej formie i, że dlatego system, który zarówno analizuję jak i bronię, nie jest „naprawdę” anarchizmem. Ten rodzaj krytyki może tylko wplątać nas w niekończące się i jałowe spory językowe. Niech więc powiem z początku, jak definiuję państwo – jako instytucję, która posiada jedną lub obie (prawie zawsze obie) z następujących własności:
1) zdobywa swój dochód przez fizyczny przymus znany jako „podatek”;
2) zapewnia i zazwyczaj przymusowo monopolizuje zaopatrzenie w usługi obronne (policje i sądy) na ustalonym terytorium.
Instytucja nie posiadająca żadnej z tych dwu własności nie jest i nie może być, zgodnie z moją definicją, państwem. Z drugiej strony, definiuję społeczność anarchistyczną jako społeczność, w której nie ma żadnej legalnej możliwości przymusowej agresji przeciwko osobie lub majątkowi jakiejś jednostki. Anarchiści przeciwstawiają się państwu, ponieważ jego istota tkwi właśnie w takiej agresji, np. konfiskowaniu prywatnego majątku w drodze podatków, przymusowym wykluczaniu innych dostarczycieli usług obronnych na swym terytorium, oraz wszystkich innych grabieżach i przymusach, które są budowane na tych bliźniaczych ogniskach zamachów na prawa jednostki. (…)
Drugą krytyką, jaką chciałbym odeprzeć przed rozpoczęciem głównej części artykułu, jest powszechny zarzut, iż anarchiści „zakładają, że wszyscy ludzie są dobrzy”, i że bez państwa nie będą popełniane żadne przestępstwa. Mówiąc w skrócie – że anarchizm zakłada, iż z obaleniem państwa wyłoni się Nowy Anarchistyczny Człowiek, współdziałający, ludzki i życzliwy, tak, że żaden problem przestępczości nie będzie już plagą społeczności. Przyznaję, że nie rozumiem podstaw tego zarzutu. Cokolwiek twierdzą inne szkoły anarchizmu – i nie wierzę, że one są otwarte na ten zarzut – ja na pewno nie podzielam tego poglądu. Zakładam jedynie na podstawie wielu obserwacji, że ludzkość jest mieszanką dobrych i złych – z tendencjami do współdziałania i tendencjami przestępczymi. (…)
Dalej: w głębokim sensie, żaden system społeczny, anarchistyczny czy państwowy, nie może działać w ogóle, o ile większość ludzi nie jest „dobra” w znaczeniu, że nie są oni wszyscy zdeterminowani w napadaniu i rabowaniu swoich sąsiadów. Jeżeli każdy będzie tak usposobiony, żadna ilość ochrony, czy to państwowej czy to prywatnej nie zdoła zapobiec chaosowi. Ponadto, im więcej ludzi jest usposobionych pokojowo i nie dokonuje agresji na swoich sąsiadów, tym bardziej udanie będzie działać jakikolwiek system społeczny i tym mniejsze środki będą oddane na ochronę policyjną. Anarchistyczny pogląd utrzymuje, że przy danej „naturze człowieka”, przy danym stopniu dobroci i złości w jakimś danym momencie, anarchizm będzie maksymalizował sposobności dla dobra i minimalizował kanały dla zła. Reszta zależy od wartości stosowanych przez indywidualnych członków społeczności. (…)
Anarchista jest zazwyczaj w niekorzystnej sytuacji, próbując przewidzieć formę przyszłego anarchistycznego społeczeństwa. Jest tak dlatego, że niemożliwym jest przewidzieć dobrowolne porozumienia społeczne na wolnym rynku, wliczając w to zaopatrzenie w dobra i usługi. (…) Anarchizm opowiada się za rozkładem państwa w porozumieniach społecznych i rynkowych, a te porozumienia są daleko bardziej elastyczne i trudniej przewidywalne niż instytucje polityczne. Co najwyżej możemy zrobić, to zaoferować wyraźne nici przewodnie i perspektywy co do formy projektowanej anarchistycznej społeczności. (…)

sobota, 14 listopada 2015

Babcia Wandzia - Murray Rothbard i jego poglądy a libertarianizm

Murray Rothbard jest jednym z prekursorów anarcho-kapitalizmu i jednym z najbardziej wpływowych ideologów myśli wolno rynkowej. O ile Rothbard był akademikiem o tyle w swojej publicystyce głosił wiele fałszu. Takim przykładem jest artykuł „The death wish of the anarcho-communists” z 1 stycznia 1970 roku opublikowanego w The Libertarian Forum.
Jako punkt wyjścia powinna nam posłużyć definicja libertarianizmu z którą wielu polskich wolnościowców ma problem. Słowo „libertarianizm” pochodzi od francuskiego „libertaire”, a określa pozycje polityczne nakreślone przez Josepha Dejacque, które były odpowiedzią na mutualizm Pierre’a Josepha Proudhona. Z czasem pojęcie libertarianizm zaczęło być używane jako synonim dla anarchizmu. Ten stan trwa do dziś. W większości państw libertarianami/wolnościowcami nazywa się anarchistów. Inaczej jest w Stanach Zjednoczonych oraz w Polsce gdzie o ile słowo “wolnościowcy” odnosi się zarówno do anarchistów jak i skrajnych liberałów o tyle słowo „libertarianizm” jest jednak bardziej zawłaszczone przez tych drugich.
Rothbard jako Amerykanin często krytykował amerykański alterglobalizm chcąc przedstawić go w jak najgorszym świetle. Ruch tak zwanej Nowej Lewicy koncentrował się na antymilitaryzmie, ekologolizmie, antyautorytaryzmie, antyrasizmie, dużą rolę w ruchu odgrywali wolnościowcy i antybolszewiccy komuniści jak Herbert Marcuse.
Ruch Nowej Lewicy jako, że był zarówno antybolszewicki jak i antyliberalny stawał się poważnym zagrożeniem dla ruchu, którego przedstawicielem był Rothbard. Żeby zrozumieć jego krytykę trzeba rozumieć czym były jego teorie. Rothbard zakładał, że „kapitalizm jest najpełniejszą ekspresją anarchizmu, a anarchizm jest najpełniejszą ekspresją kapitalizmu”
Uważał się za „anarchistę w dziedzinie własności prywatnej”. Postulował w skrócie zniesienie państwa na rzecz systemu agencji ochrony współzawodniczących na wolnym rynku, które byłyby wynajmowane przez biznesmenów. Takie agencje zastępowałyby policję i sądownictwo.
Aktywnie działał w amerykańskiej Partii Libertariańskiej często również angażując się w jej politykę wewnętrzną współpracując z Ronem Paulem. W 1992 roku wspierał kampanię prezydencką Patricka Buchanana.
Tyle o jego „anarchizmie”, wróćmy teraz do jego krytyki Nowej Lewicy. Jak już wspomniałem ruch Nowej Lewicy dogłębnie krytykował każdy kapitalizm. Zarówno rynkowy w USA jak i państwowy w Związku Radzieckim. W 1969 roku z szeregów ruchu Students for a Democratic Society powiązanego z Nową Lewicą usunięto maoistów. Mimo to Rothbard określa ten ruch jako zdominowany przez „marksistów-stalinistów” mimo, iż nie istnieje coś takiego jak doktryna stalinizmu. Pojęcie „stalinista” ma znaczenie perioratywne i odnosi się do członków partii kominternowskich lub organizacji nawiązujących w swoich postulatach do idei bliskich kominternowi. Marksizm to pojęcie odnoszące się do wielu doktryn opartych na analizie kapitału Karola Marska.
Murray Rothbard uważa, że drugą dominującą tendencją w Nowej Lewicy jest anarcho-komunizm. I tutaj zaczyna się jego krytyka prawdziwego anarchizmu. Anarcho-komunizm jest podobnie jak marksizm ruchem robotniczym. W Stanach Zjednoczonych, w sercu kapitalizmu jak miał powiedzieć John Steinbeck ludzie wolą patrzeć na siebie nie jak na wyzyskiwany proletariat tylko jak na biznesmenów, którym chwilowo się nie powodzi. Taka mentalność w połączeniu z naturalną niechęcią wobec państwa jest świetną bazą polityczną dla ultraliberalizmu i anarcho-kapitalizmu.
Rothbard krytykując anarcho-komunizm wykazał zupełny brak znajomości teorii. Stwierdza, iż stan w którym wszystkie środki produkcji są uwolnione od wpływu rynku i bezpłatne jest irracjonalny i nie ma nic wspólnego z wolnością. Prawdopodobnie próbuje stwierdzić, iż nie tylko środki produkcji, ale także dobra osobiste w wizji anarchistów mają podlegać kolektywizacji. Brak rozróżnienia własności nad środkami produkcji, a własności nad mieniem osobistym bardzo często konfunduje i przeraża. To zniechęca do kolektywistycznych idei.

czwartek, 12 listopada 2015

W obronie spiskowej teorii dziejów




W obronie spiskowej teorii dziejów


Każda rzeczowa analiza mówiąca o tym, kim są nasi przywódcy, albo w jaki sposób splatają się ich interesy gospodarcze i polityczne, zostaje zawsze, prędzej czy później, napiętnowana przez salonowych liberałów i establishmentowych konserwatystów (a także wielu libertarian) jako „spiskowa teoria dziejów”, „przejaw paranoi”, wyraz „materializmu ekonomicznego” lub nawet „marksizmu”. Oszczercze etykietki są nadawane wszystkim bez wyjątku, chociaż tego rodzaju realistyczne analizy bywają przedstawiane przez zupełnie różnych przedstawicieli spektrum politycznego, od John Birch Society (amerykańskie konserwatywne stowarzyszenie antykomunistyczne – przyp. tłum.) po Partię Komunistyczną. Najpowszechniejsze stało się określenie „teoretyk spiskowy”, które nie jest używane jako samookreślenie, ale prawie zawsze przez krytyków jako złośliwy epitet.
Nic dziwnego, że te realistyczne analizy „spisków” pochodzą od różnych „radykałów” spoza establishmentu. Niezakłócone funkcjonowanie aparatu państwowego wymaga bowiem, aby społeczeństwo było przekonane o jego legitymizacji, dobrodziejstwie, a nawet świętości. Ta ostatnia zaś wymaga, aby przedstawiać polityków i biurokratów zawsze jako bezcielesne dobre duchy, którzy w pełni oddani są „dobru publicznemu”. Wystarczy raz zakwestionować ten pogląd i pokazać, że „dobre duchy” często aż nazbyt twardo stąpają po ziemi, realizując przy pomocy aparatu państwowego swoje ciemne interesy, a wówczas cała mistyczna aura stworzona wokół rządu ulatnia się jak kamfora.

środa, 11 listopada 2015

Katarzyna Guczalska - Koncepcja własności absolutnej Murray'a Rothbarda w kontekście pomocy i ubóstwa

1. WSTĘP 

W poniższym tekście odnoszę się do refleksji Murraya Newtona Rothbarda, który w XX wieku, a może i całej historii dał: „najbardziej wyrafinowaną obronę indywidualistycznego anarchizmu(1). W perspektywie zagadnień dla Rothbarda kluczowych (własność, negacja państwa), odnoszę się do bardziej szczegółowych kwestii, które modyfikują interpretację zagadnień pierwszoplanowych i uwidoczniają ich etyczny wymiar. Omówienie praw własności oraz uznanie państwa za instytucję przestępczą pozwala mi wyjaśnić, jakie są główne przyczyny ubóstwa oraz w jaki sposób należy organizować pomoc potrzebującym.

2. ABSOLUTNE PRAWO WŁASNOŚCI

Rothbard włącza swój sposób rozumienia i uprawomocnienia prawa własności w tradycję prawa naturalnego. W tym aspekcie jest on kontynuatorem doktryn rozwijanych głównie przez Arystotelesa i Tomasza z Akwinu(2). Filozofowi chodzi o akceptację minimalnego zbioru praw naturalnych, „zakorzenionych w naturze człowieka i rzeczywistości”. Podstawowy zestaw praw, który człowiek zawsze posiada i którego nigdy nie traci to:
1. Prawo samoposiadania(3). Prawo to oznacza, że człowiek ma absolutne prawo do dysponowania swoim ciałem i rozporządzania swoim życiem.
2. Zasada pierwotnego zawłaszczenia. Prawo to oznacza, że człowiek ma absolutne prawo do sprawiedliwie zawłaszczonych rzeczy.
3. Aksjomat nieagresji. Prawo to oznacza, że człowiek posiada niezbywalne prawo do bycia chronionym przed agresją.
Prawa naturalne wynikają z racjonalnej natury człowieka i są prawami uniwersalnymi:
„Prawo” do samoposiadania, prawo do ochrony swojego życia i własności są prawami, które w sposób oczywisty spełniają te kryteria [posiada się je i zawsze zachowuje – K.G.]. W jednakowym stopniu przysługują neandertalczykowi z jaskini, współczesnemu mieszkańcowi Kalkuty i obywatelowi dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Tak rozumiane prawa nie zależą od miejsca i czasu (Rothbard 2004: 177).

Rothbard przykłada wielkie znaczenie do tego, by fenomen, który nazywa „prawem”, nie zmienił się w swoje zaprzeczenie, tzn. w bezprawie. Dlatego nie akceptuje on sytuacji, w której prawo danego człowieka pociąga za sobą obowiązek zaspokojenia tego prawa przez innego człowieka. Dana jednostka (bądź grupa ludzi) nie może zmuszać innej jednostki (bądź grupy ludzi) do tego, by jej „prawa” były spełniane. Rothbard nie godzi się na możliwość odebrania właścicielowi własności, wbrew jego woli, w imię „praw”, to znaczy, nie godzi się na wyzysk jednych ludzi przez drugich. Jeśli godzimy się, na przykład, na to, że osoby występujące w imieniu państwa, mają prawo pozbawiać jednostkę jej własności (na przykład w formie przymusowego opodatkowania), oznacza to, że – w majestacie „prawa” – godzimy się na agresywne zachowania i użycie siły w stosunkach międzyludzkich(4).
[…] „prawo do pracy” albo do „trzech posiłków dziennie”, albo do „dwunastu lat nauki” nie może być w ten sposób [niezależny od miejsca i czasu – K.G.] zagwarantowane. Zauważmy, że w czasach, kiedy żył neandertalczyk, albo w dzisiejszej Kalkucie te rzeczy nie mogą istnieć. Gdy mówimy o prawie do czegoś, co jest możliwe do zapewnienia tylko w warunkach nowoczesnej cywilizacji przemysłowej, to nie mówimy w ogóle o prawie naturalnym. Ponadto, libertariańskie pojęcie „prawa” do samoposiadania nie pociąga za sobą konieczności zmuszania jednej grupy ludzi do tego, by zapewniła to „prawo” innej grupie. Każdy korzysta z prawa do samoposiadania, bez konieczności wywierania nacisku na inne osoby. Tymczasem „prawo” do nauki może być zapewnione tylko wtedy, gdy zmusi się jednych ludzi do zapewnienia go innym. Tak więc „prawo” do nauki, do pracy, do trzech posiłków dziennie itd. nie jest zakorzenione w naturze człowieka, lecz dla swojej realizacji wymaga istnienia grupy ludzi wyzyskiwanych, którzy są zmuszani do zapewnienia tego „prawa” innym (Rothbard 2004: 177).

wtorek, 10 listopada 2015

Adam Duda - Murray Rothbard „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem”, czyli PKB, inflacja i inne kłamstwa

Dziś się tyle dzieje, że aż się nie wiem na czym się skupić. Oficjalne bankructwo Lehmanaukryte bankructwo Merril Lynch poprzez wchłoniecie przez Bank of America (swoją droga, być może to kolejny bankrut), AIG zaczyna się wychylać z szafy i Washington Mutual nie może znaleźć źródła finansowania. Dużo, dużo się dzieje. Oglądam sobie trochę cnbc i cnn i aż głowa boli jak czerwone krawaty nie wiedza o co chodzi… wiją się w systemie, który sami stworzyli. A mogli posłuchać Petera Schiffa, który 2 lata temu tłumaczył im jak krowie na rowie w ten sposób:
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=6G3Qefbt0n4
wykład składa się z 8 części. (dzięki doxa za ten link)
Ci, co na końcu się z niego śmiali, dziś sprzątają swoje biurka. Czekamy na Citi Group i GM.
Ale to nie oni będą płacić, lecz nasze fundusze emerytalne.
W tym całym zamieszaniu warto zachować zimną głowę i zastanowić nad fundamentami, także dziś kontynuacja myśli o prawie własności a pieniądzu.
Czy na wolnym rynku, uczciwym jest pieniądz narzucony przez państwo?
Na uczelniach ekonomicznych tłucze się studentom do głowy modele konkurencji doskonałej, oligopolu, IS-LM, M*V=P*Q i przesuwa rozmaite wykresy, a nie wykłada się podstawowej rzeczy. Historii pieniądza i jego natury. I nie odpowiada na pytanie dlaczego dzisiejszy „pieniądz” jest usankcjonowany wbrew naturze pieniądza wybranego przez rynek. Co więcej w podręcznikach nie wskazuje się w ogóle, że jest jakaś różnica.
Przedstawiam książkę Murray’a Rothbard’a „Co rząd zrobił z naszym pieniądzem”.
Jest ona moim zdaniem punktem wyjścia do rozważań o pieniądzu i ekonomii jako takiej i powinna być czytana już na pierwszych zajęciach. I nie na uczelniach ekonomicznych ale w gimnazjach.
Jest napisana bardzo prostym językiem i nawet laik jest w stanie zrozumieć żelazną logikę profesora.
Bez przeczytania chociaż tego pierwszego rozdziału, trudno będzie zrozumieć kryzys, który dziś nabiera tempa i być może w ostateczności wyzwoli nas z monetarnego matrix’a.
Próbka tekstu poniżej.

poniedziałek, 9 listopada 2015